Informatyczne Bushidō
Będąc prawdziwym wojownikiem IT codziennie kompilujesz linuxowego kernela, by wyłączone w ten sposób moduły uwalniały 3% wydajności. Uczysz się na pamięć reguł IPTABLES, a co noc wyruszasz na ekspedycję w poszukiwaniu błędów, lub możliwości optymalizacji zapory sieciowej. Budowanie od podstaw systemu wideokonferencji i stawianie darmowych central VoIP to dla Ciebie codzienność. Niczym Bozowska, tytułowa bohaterka Siłaczki w noweli Żeromskiego przesz do przodu trzymając na barkach cały świat.
Akceptujesz każde zlecenie i tworzysz wszystkie narzędzia. Niesiesz kaganek oświaty, rozwoju cywilizacyjnego i kulturalnego dla nic niespodziewających się użytkowników. W imię tych wszystkich pozytywistycznych zasad poświęcasz karierę – bo jak odejdziesz to wszystko przecież runie, miłość – nie masz na to czasu, bo praca, ci ludzie, te problemy – oni, bez twojego prometeuszowego ognia upadną w ciemność ery kamienia łupanego.
Wszystko to, jak u młodego nauczyciela gotuje się w Tobie przez pierwsze lata pracy. Ideały, rewolucyjne pomysły, własne narzędzia i poświęcenie. Następnie, gdy przychodzi kolejna aktualizacja, a wszystkie Twoje bożęta – boty, skrypty, one-linery zaczynają niedomagać błagając o transplantację kodu, Ty patrzysz bezradnie na ich agonię i nie masz czasu na pomoc, gdyż trzymasz kurczowo pokrywkę wiadra z napisem „backlog”. Moment otrzeźwienia przychodzi wtedy, gdy doba kończy się w połowie pracy, a Twój dom, jeśli go jeszcze masz, rysuje ci się w głowie, jako kurort odwiedzany raz w roku na wakacjach…
Moment ten, połączony zazwyczaj z kłopotami zdrowotnymi rozpoczyna, powolny proces… Ta cicha rewolucja objawia się z początku delikatnymi zmianami. Twój pieczołowicie składany komputer, twoje jedyne dziecię, zaczyna nie nadążać jak kiedyś za najnowszymi trendami, a Ty przeglądasz z coraz większym zainteresowaniem gotowe zestawy. Potem jest jeszcze gorzej – zaczynasz sprzątać kable w switchowni, narzekasz na niewygodne rozłożenie przycisków w GUI firmowego systemu do rozliczeń godzin, kupujesz bezprzewodową myszkę i coraz mniej grasz w czołgi. Zaczynasz czuć, że coś się zmienia, gdy przeinstalowujesz na swojej stacji roboczej OpenSolarisa na Ubuntu, kupujesz smartfona ze względu na gotowe aplikacje, a w domu denerwuje cię bałagan. Natomiast tak naprawdę wiesz, że TO się stało, gdy Twoja dziewczyna zabrania gry w czołgi… a Ty, niezwykle zdziwiony swoim własnym postępowaniem się na to bezproblemowo godzisz. Przychodzi wtedy moment refleksji i przyznania przed sobą samym, że kopanie w kablach, noce przed konsolą i informatyczne rzeźbiarstwo to fajny etap życia, ale dzięki bogu już zamknięty.
Jeszcze tego nie wiesz, ale rozpoczynasz wtedy bardzo przyjemny etap „Drogi Admina”. Etap, w którym wybrane przez ciebie narzędzia, gdy będziesz ich potrzebował zadziałają, a nie tak jak do tej pory będziesz je musiał na początku naprawić. Etap, w którym backup i synchronizacja zasobów raz ustawiona będzie się po prostu wydarzać. Tylko tyle, bez Twojej pomocy. Monitoring stanie się Twoim przyjacielem, a nie tylko pustym marketingowym hasłem. Oczywiście Prawo Murphiego dalej będzie ci serwować, co jakiś czas Blitzkrieg… ale przynajmniej swobodnie zajdziesz wtedy czas aby sobie z tym radzić, nie użerać się w między czasie z niedomagającymi skryptami, drobnymi błędami konfiguracji i wiecznym oporem materii.
Etap dojrzałości administratora widać poprzez narzędzia przez niego wybierane… Na początku, wszystko zrobione samemu – małe, ale własne piekiełko, następnie półśrodek – kilka elementów swoich reszta oparta na sprawdzonych rozwiązaniach, na końcu etap ostatni – własne rozwiązania oparte o sprawdzone formuły programistyczno-systemowe, wsparte rozwiązaniami o ugruntowanej pozycji na rynku, oprószone wsparciem ekspertów. Dojrzałość przysłowiowego Admina jest wprost proporcjonalna do chęci posiadania niezawodnych narzędzi. Warto jednak przejść tą drogę od początku do końca, gdyż dobre narzędzia bez doświadczenia mogą wyrządzić więcej krzywdy niż w najgorszym koszmarze wspomnianego Edwarda Murphego.
Felieton został opublikowany na łamach IT Professional.
What I recommend
Cloud Field Day 21: Too many clouds