Nieludzkie biuro
Wielki powrót następuje równie szybko i niespodziewanie jak wielka ucieczka. Zaskakujące było te klika miesięcy przymusowej pracy z domu, jak również i teraz zaskakujący jest powrót do biura.
Niektórzy wracają z zaiste czysto humanitarnych powodów, odcinając się od masowego ludobójstwa domowników. Inni zaś wybierają powód zgoła odmienny, związany z genetycznie w nich wyrytym instynktem stadnym – pragną spotkań, kontaktu z ludźmi niestłumionego wideokonferencyjnym szumem. Pragną pełnej ostrości ich twarzy, szykownych ubrań czy też rozmów o pogodzie i serialach. Wszystko to w tym ma się dziać na tak zwanej ziemi niczyjej kuchni wspólnej. Trochę żartów o maseczkach, śmiechów związanych z odkażaniem – marzy się to tym stadnym. Nawet zaprawieni w bojach uber-introwertycy myślą skrycie o powrocie.
Wtem! Pojawia się informacja, że można już wracać z tej bezsensownej domowej tułaczki, że biurka zdezynfekowane, że kibelki papierem toaletowym wyłożone pod sufit a panie sprzątające zakute w zbroje wyjęte żywcem z laboratorium producentów procesorów.
Piękna wizja, mara senna krystalizuje się niczym fatamorgana na horyzoncie. Kusi swoim bogactwem, swoją życiodajnością spragnionych eremitów. Wracają zatem. Na początku wysyłają najsilniejszego z grupy, odzianego niczym rycerz polny w gwardii Barbarossy w przyłbicę n95, rękawice osłony i miotacz odkażenia wypełniony różnie stężonym C2H5OH.
Niepewnie niczym zwierzęta nocy, wkraczają oni do opustoszałych biur, gdzie wszystkie guziki i klamki to jadowite węże.
Prześlizgują się korytarzami, wzdrygają się każdym napotkanym osobnikiem sobie podobnym. Toczą wówczas swoje opakowane szczenię ciała w możliwie jak największej odległości od siebie. Jakby pająki idą po ścianie, jednak jak się przyjrzeć to jej nie dotykają. Uśmiechają się oczami, spłoszonymi nieco, ale ciekawymi – z jednej strony człowiek upragniony, a z drugiej śmiertelne zagrożenie.
Z każdą chwilą coraz głębiej wchodzą w termitierę budynków, w te korytarze wypełnione nie utęsknionym trelem „rozmów uprzejmych”, a jedynie monotonnym szumem wentylatorów. Kiedy już docierają do biurka swojego, wszystko jest niby jak dawnej – może tylko drzewko szczęścia jakby przyschło. Stoi monitor, zdjęcie partnera, w szufladzie armia długopisów, kubek wszystko jest…, ale takie jakby inne jednak.
Rycerz nasz nie ulękniony jest żądny przygód i mimo apokaliptycznego wrażenia chwyta za kubek i opuszcza swą celę biegnąc na złamanie karku do kuchni.
Po drodze gonitwa myśli – jak utrzymać dystans 2m w pomieszczeniu 4m2, jak porozmawiać, gdy maseczka na twarzy tłumi ludzki głos, jak kawę zrobić, gdy przycisk na ekspresie jeszcze paruje od poprzedniego dotknięcia. Biegnie nasz rycerz, pionier przez puste korytarze i nagle jest. Światło swoją delikatną łuną pulsuje z tego aneksu utraconego, bije w oczy. Rycerz nasz zwalania kroku, spłoszony mruga, ale powidok tego blasku nie daje mu zapomnieć. Wstępuje czempion w jego promienie i jest drugi człowiek, taki jak on równie przestraszony.
Dwa słowa wymienione znaczą więcej niż 8h u psychologa.
Może się zdecydować? Uchyla maseczki, gdy kawę przyrządza, wystawia swój organ powonienia, że niby stęsknił się za aromatem tego kwaśnego napitku zwanego kawą. Człowiek z drugiej strony również decyduje się na gest otwartości. Stąd już tylko chwila i maseczki ześlizgują się lubieżnie na brodę, by po chwili zginąć w czeluściach kieszeni. Kolejne parę słów, uśmiech drobny jak reszta w kiosku. Potem kilka odważniejszych żartów o piżamach i krzyczących dzieciach i jest – salwa śmiechu, delikatna, na granicy szeptu…
Tymczasem echo sygnału windy przetacza się po pustym korytarzu. Nowy! Nowy się pojawił!
Na powrót na ustach maseczka, rycerz chwyta za kawę i sunie w amoku do biurka. Patrzy znad nadstawek i widzi kolejnego rycerza – co on może znaczyć, skąd jest, po co przybył i co przywlókł? Nieważne, czas usiąść do pracy. Uruchamia komputer. Już tapeta na pulpicie sprawia, że świat nabiera kolorów. Otulina słuchawek jak łono matki odcina od niepokoju, nowego-starego miejsca. W nieposkromionej ciszy biura, odzywa się w wirtualnej rzeczywistości kilka znanych głosów… Uff, są tam czekają na niego. Na kilka najbliższych godzin terapeutyczne spotkanie czas zacząć. Jak dobrze, że w tym nieprzyjaznym środowisku z ekranu płyną znane twarze. Już dobrze, już spokojnie.
Artykuł został opublikowany na łamach IT Professional.
What I recommend
Cloud Field Day 21: Too many clouds