Magister zła poszukiwany

Niemal każda praca magisterska rozpoczyna się od słów oscylujących wokół jakiegoś niezgłębionego problemu z którym boryka się ludzkość od bliżej nieokreślonego czasu. Większość z nich zostaje zaliczona, w związku z czym wydaje się, że nie jest to taka najgorsza metoda…Tak więc już od niepamiętnych czasów świat IT boryka się z problemem niekończących się aktualizacji, nowych wersji i zmian na niedoścignione lepsze. Nie można jednak oprzeć się wrażeniu, że ktoś ze skrupulatnością Hansa Barbiego próbuje uprzykrzyć nam życie i sprawić, że nasze wypielęgnowane liczniki dostępności sięgną dna.

Jedno z podstawowych praw informatyki, przekazywane ze starszego administratora na młodszego Padawana, brzmi – „Jak działa, to nie ruszaj!”. Mimo niezwykłej lapidarności i rażącej wręcz dosłowności tego stwierdzenia, trudno się z nim nie zgodzić. Pewnie niejednokrotnie byliście świadkami sytuacji, w której trzeba było zmienić jedynie jeden mały parametr, zaktualizować jeden malutki firmwerek… Po czym następowało 48 godzin bezkresnego, kofeinowego ciągu, cierpienia i niewyspania… To jedno kliknięcie, ten jeden, delikatnie muśnięty enter, następnie cisza, skok ciśnienia, pisk w uszach i drżenie ekranu przed oczami.

Przecież wszystko miało działać! Zmianę widziało tak wiele oczu, opis aktualizacji, schematy, ryzyka… wszystko na nic. Słychać tylko śmiech tego niegodziwca, który napisał tę aktualizację. Jego pisk rozkoszy, że znów daliśmy się nabrać, zaufaliśmy, a on jak Brutus wbił nam nóż pod żebra, a teraz będzie nim przez najbliższe 24 godziny kręcił.

Mam wrażenie, że do pisania łatek bezpieczeństwa, aktualizacji oprogramowania, czy nie daj boże nowych funkcjonalności zatrudniany jest specjalny dział. Ba! Istnieje specjalna komórka HR, która ma za zadanie wynajdować najgorszych socjopatów i schizofreników. Już widzę tę ofertę zatrudnienia… Chcesz pracować w najniegodziwszym, wypranym z uczuć, młodym dynamicznie rozwijającym się zespole, dla którego słowo empatia oznacza wioskę w południowej Somalii? Jeżeli tak, zgłoś się do nas – czekamy na takich psychopatów jak Ty! Gwiazda Śmierci sp. z o.o. SKA, 02-685 Warszawa, Zapraszamy!

Pierwsze dwa lata pracy są ponoć najgorsze. Rytualne bicie w piwnicy i polewanie gorącą wodą z parnika. Potem jest lepiej, następuje inicjacja – dostajesz dostęp do repozytorium oprogramowania i masz zadanie zmienić wszystkie nazwy zmiennych występujące w kodzie na 37 znakowe, jak najbardziej przypadkowe ciągi. Jak się postarasz i wykażesz kreatywnością w postaci dodatkowego wstawiania np. mylących komentarzy, trafiasz do działu BPM (Business Process Management), lub BA (Business Analysis) gdzie przez kolejne 7 lat zdobędziesz tytuł magistra zła. Potem zbudujesz swój zespół i ozdobisz firmament IT inspirującymi zwolnieniami, szalonymi przerwami w dostępie i kolejnym zestawem tak pięknie zareklamowanych, lecz niedziałających funkcji.

Takie zespoły muszą istnieć, ponieważ normalni ludzie nie są zdolni do tego typu niegodziwości i braku współczucia. Ten swoisty terroryzm IT skrywany jest niczym prawdziwa matryca przepływów finansowych w przedsiębiorstwie… Jaki natomiast jest tego cel? Cóż, sprawę można przyrównać do rynku motoryzacyjnego. Jeżeli zdarzyło wam się ostatnio wymieniać coś samemu w samochodzie, to nie mogło umknąć Waszej uwadze, że cześć ta (nie ważne jaka by nie była) znajduje się w najbardziej niedostępnym miejscu, a do jej zmiany potrzeby jest zestaw narzędzi wart tyle, co Wasze auto. Podobnie sprawy się mają w IT. Chcesz coś zmienić, jedziesz do autoryzowanego, lub wysoce wykwalifikowanego serwisu i płaczesz płacąc. Oczywiście możesz szukać pana Heńka na mieście, ale prędzej czy później zorientujesz się, że nie ma to sensu, bo sumaryczna ilość kilozłotówek, która wyparuje z Twojego konta będzie podobna. Sprzedaż sprzętu to jedno i faktycznie można na tym zarabiać góry pieniędzy, ale sprzedaż usług, lub w najlepszej opcji licencji wraz z usługami, to dopiero prawdziwa żyła złota, platyny i uranu w jednym.

Felieton został opublikowany na łamach IT Professional.