Mizeria

Pamiętasz, jak jeszcze przed chwilą był ten specjalny czas roku, kiedy presja społeczna stała się tak ogromna, że musiałeś wziąć ten cholerny urlop? „Wyczekany” – mówili ci nieudolni oszuści, którzy w swojej codziennej pracy widzą, nie ręką boga ofiarowaną przyjemność, a katorżniczą harówkę. Od razu widać, że szczerości w nich za grosz. Tylko aby od pierwszego do pierwszego. Wypłaty, jak wody na pustyni czekają, uświęconą pracę mając za nic.

Przyszedł ten okres… Wakacje! Dzięki bogu wspomnienie ich blade już, jak lica Dunki w młynie. Jednak gdzieś tam jeszcze świta, że z każdym dniem, od czerwca do września, robota rozpływa się jak asfalt na słońcu. Brnie się wtedy, zanurzając po kolana w rozlazłym, stopniałym kalendarzu, w którym to ani dziś, ani jutro nikogo niema. Co dwa tygodnie tylko wymienia się turnus tych zbutwiałych emocjonalnie i społecznie degeneratów. Wracają znad zimnego morza z gębami ogorzałymi ,nie wiadomo czy bardziej od słońca, czy od wbijania parawanów w ostatni metr plaży. Opowiadają potem następne dwa tygodnie historie, jako to pierścionek niby w domu został, że na plaży to same bliźniaczki toples, że piwo po 2 złote, a do kebaba to tylko idioci stali. A ty siedzisz w kuchni i próbujesz to zajeść, zapić i zapomnieć… ale nie da się. Bo jak tylko zobaczą, że nie słuchasz, to jeszcze głośniej wykrzykują swoje wątpliwe pointy, opluwając się przy tym kawą z firmowego ekspresu, czy też właśnie jedzoną kanapką z Subwaya.

Ty natomiast siedzisz w tym kącie i myślisz, że już zaraz będzie jesień. Czujesz gdzieś w głębi siebie, że tam na równinie Kułudyńskiej zimny wiatr coraz bardziej nabiera mocy i pewnego dnia wpadnie ze wschodu, przepędzając te parawany, opalenizny i nieszczęsne lato. Tymczasem przeglądasz bezradnie oferty biur podróży. Wybory między dżumą, a cholerą – Grecją, a Chorwacją. Upał, słońce i darmowe drinki. Obrzydlistwo. Przekopując się przez stery bezwartościowych opinii o czystości pokoi, jakości jedzenia i mocy alkoholu, ostatkiem sił szukasz, poddenerwowany komentarzy o hotelowym wi-fi. Bo tak naprawdę nie możesz znieść trybu off-line. Te całe wakacje, to jakaś farsa. Jak tu zakładać konta, zmieniać aliasy, restartować hasła? Człowiek pak bardzo by chciał zostać w tym klimatyzowanym pomieszczeniu i zmienić firmware na przełączniku, przerobić regułki na IPSie… a tutaj dwa tygodnie chcą cię wygnać z raju.

Bo czy to nie najgorszy czas roku? Z jednej strony użytkownicy są najbardziej rozluźnieni – jak system działa, to między jedną opowieścią o wakacjach, a drugą coś tam klikną, jak nie działa, to nie klikną, tylko biorą przerwę i idą grzecznie na podwórko. Wszytko dzieje naturalnie i spokojnie. Jakby całość pracy odbywała się pod woalem udaru słonecznego… raczej poleżeć, niż pobiegać. Atmosfera akceptacji unosząca się w powietrzu zdaje się być idealnym czasem na zamiany. Z drugiej jednak strony, nikogo nie ma! Co sprawia, że podjęcie grupowej decyzji, nierozerwalnie połączone z synchronizacją kalendarzy jest zadaniem iście „herkulesowym”. Próba umówienia na spotkanie więcej niż trzech osób, graniczy z

cudem. Ten sezon ogórkowy, to istna mizeria organizacyjna. Bo gdy ty jesteś w biurze, to twój szef na pewno oddaje się tajlandzkim tańcom z ledyboys, kierownik wsuwa suchą jagodziankę nad Bałtykiem, a kolega z pokoju śpi w narkotykowym transie, gdzieś w podrzędnej holenderskiej knajpie. Wiadomości poza biurem. Wakacje.

A ty chciałbyś coś zrobić! Bo praca to dar, bez którego nie dasz rady żyć. Nawet gdy już wylądowałeś w tym ciepłym kraju, to pierwszą rzeczą jaką zrobiłeś było sprawdzenie walizki i zasilacza do laptopa. Był, spokój powrócił, prawda? Potem test – czy wi-fi działało w pokoju, na basenie, na plaży. Było. Słyszałeś już kojący dźwięk spływających maili, a delikatny szmer klawiatury podczas pisania przelewał się przez jaźń, uspokajając. Leżałeś, oczy były zamknięte, a w głowie rodził się kolejny, powakacyjny projekt, a z nim żal, że dopiero pod koniec września uda się zrobić spotkanie i rozpocząć…

Ocknij się, spokojnie – To już! W końcu masz to za sobą i na szczęście do kolejnej czerwcowo – sierpniowej katorgi jeszcze daleko. Wróciła normalna praca, telefony, spotkania i nieprzerwany potok maili. Jeszcze nie musisz odpoczywać. Jeszcze nie…

Felieton został opublikowany na łamach IT Professional.